Błękitne morze, delikatny piasek, egzotyczna roślinność, niesamowite widoki… Większość osób z jakimi rozmawiałam właśnie tak wyobrażało sobie wyjazd do Tajlandii. Po powrocie mogę z czystym sumieniem powiedzieć TAK! jak najbardziej, ale nie tylko… 🙂
Podczas 3 tygodniowej wycieczki zależało nam, żeby poznać Bangkok i odpocząć na rajskich południowych plażach, ale również chcieliśmy zakosztować północy. Co ciekawe, północna Tajlandia na prawdę mnie zachwyciła i zaskoczyła.
Tajlandia to kraj kontrastów:
- z jednej strony wykwintne restauracje, z drugiej stragany z jedzeniem na ulicy,
- piekne widoki na absolutnie fantastycznych plażach, istny raj na ziemi, a niewiele dalej plaże z tłumami turystów i śmieciami jakie po sobie pozostawiają,
- super rozwinięty transport publiczny w Bangkoku i pociągi do jakich masz obawy wejść poza dużymi miastami,
- ekskluzywne sklepy, monumentalne drapacze chmur i kawałek dalej szałasy, lepianki, które również tętnią życiem…
Podczas naszej wyprawy natknęliśmy się na mnóstwo takich przykładów!
A teraz trochę o tym jak nam upłynęły te 3 tygodnie.
26 października 2014 roku wylecieliśmy z Warszawy do Bangkoku (z przesiadką we Frankfurcie). Dzień później wylądowaliśmy na lotnisku Suvarnabhumi, skąd musieliśmy się przetransportować na centrum miasta. W tym celu, na lotnisku weszliśmy do metra naziemnego BTS, którym dotarliśmy na miejsce. Pierwsze wrażenie? O Boże! Nie wytrzymamy tutaj 3 tygodni… W środku dnia przywitał nas straszny upał i niesamowicie wysoka wilgotność powietrza. Ale później już było tylko lepiej…. 🙂
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Grand Palace i przepięknych, cudownie zdobionych świątyń.
Bangkok to było również dla nas miejsce wypadowe. Sami wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę do Ajjutaja. Natomiast w całej Tajlandii jest mnóstwo różnych agencji turystycznych, które oferują zorganizowane wycieczki. My w ten sposób odwiedziliśmy Kanchanaburi i kolorowy Damnoen Saduak Floating Market.
Następnie chłonęliśmy atmosferę północnych rejonów – Chiang Mai, Chiang Rai oraz okolicę Złotego Trójkąta, czyli miejsca na pograniczu Tajlandii, Birmy i Laosu.
Dodatkowo wybraliśmy się na wędrówkę po dżungli oraz na kurs gotowania! Poznawanie specjalnych tajskich składników, gotowanie potraw, które znaliśmy (albo i nie) tylko z restauracji to było na prawdę coś! 🙂
Następnie przetransportowaliśmy się na południe, na półwysep Railay. Krajobrazy absolutnie zapierające dech w piersiach, lazurowa woda i piękne plaże… Idealny kilkudniowy odpoczynek. Dlaczego Railay a nie najbardziej popularne Wyspy Phi Phi? O tym w innym poście 🙂
Na ostatnie dwa dni powróciliśmy do Bangkoku, skąd odlatywaliśmy też do Polski. Czas upłynął nam na zakupach pamiątek na ogromnym weekendowym targu Chatuchak. Mieliśmy również okazję podziwiać panoramę miasta z tarasu restauracji, znajdującej się na dachu jednego z najwyższych budynków.
Tajlandia absolutnie urzeka!
Jest to kraj, który szczególnie polecam na pierwszą wyprawę do Azji Południowo-Wschodniej. Jednak trzeba pamiętać, aby nie wpaść w sidła „sztucznych” oaz stworzonych wyłącznie dla turystów, gdzie nie można spotkać nawet Taja (oczywiście innego niż obsługa restauracji czy hotelu/hostelu) i przesiąknąć egzotyczną atmosferą.