Wyspaliśmy się, zjedliśmy pyszne śniadanie, ruszyliśmy na dworzec w Treviso, skąd pociągiem dostaliśmy się do ostatniej możliwej stacji – St. Lucia, Venezia. Wychodzimy z dworca, a tam? Moooooorze ludzi…
I oczywiście nastawialiśmy się na tłumy, ale to co zobaczyliśmy przerosło nasze oczekiwania. Na całe szczęście wystarczyło przejść parę uliczek dalej, żeby móc w względnym spokoju, kontemplować urok tego miejsca.
Pierwszego dnia, spokojnie, wzdłuż i wszerz przeszliśmy Santa Croce i San Polo. Na swojej drodze minęliśmy najważniejsze miejsca jak Santa Maria Gloriosa dei Frari, Campo San Polo (gdzie zjedliśmy przepyszne lody), przechodząc w końcu wzdłuż Canale Grande dotarliśmy do Mostu Złotników – Ponte Rialto. Sam most jest niezwykle monumentalny, jednak zdecydowanie lepsze wrażenie robi z większej odległości, gdzie nie widać (aż tak bardzo) przepychających się ludzi, próbujących zrobić z niego zdjęcie (zazwyczaj pod słońce…:)).
Przechodząc przez Ponte Rialto znajdujemy się w sercu Wenecji – San Marco. Nie może być inaczej – kierujemy się na plac św. Marka. Jest to w końcu najbardziej znane miejsce – myślisz Wenecja, mówisz plac św. Marka 🙂
Sam plac może nie jest aż tak gigantyczny, ale z każdej strony otaczają go piękne budynki – szczególną uwagę przykuwa Bazylika św. Marka, a nad wszystkim króluje 98-metrowa Kampanila. Oryginalna Wieża, która w czasach swojej świetności pełniła rolę dzwonnicy, runęła podczas trzęsienia ziemi na początku XX wieku. To co widzimy dzisiaj, jest jej wierną repliką i zasługuje na to, aby się przy niej zatrzymać trochę dłużej. My dodatkowo polecamy wyjechać na samą górą, skąd roztacza się zachwycający widok na miasto.
Po dość intensywnym czasie, dopadł nas lekki głód. W związku z czym skierowaliśmy na Dorsoduro – dzielnicę zakończoną pięknym kościołem Santa Maria della Salute. Znajduje się tam również znane muzeum sztuki Gallerie dell’Accademia. To jednak nie koniec perełek w tej części miasta! Squero di San Trovaso to miejsce, gdzie można zaobserwować jak w tradycyjny sposób są budowane i naprawiane gondole. Co więcej, można sobie to umilić, zahaczając o pobliską Osterię Al Squero – boskie crostini! Ahhhh…. 🙂
Kolejny dzień rozpoczynamy od Cannaregio, północnej dzielnicy Wenecji. Jest to najbardziej zaludniona część zabytkowego centrum i jednocześnie (chyba) jedna z najrzadziej odwiedzanych przez turystów okolic. Po kilkunastu minutach spaceru docieramy do dzielnicy żydowskiej, weneckiego getta. Małe kawiarenki, szerokie kanały i wiele kościołów wpływają na melancholijną atmosferę tego miejsca. Równocześnie trochę żałujemy, że nie możemy zobaczyć pałacu Ca’ D’Oro – nadrobimy to płynąc vaporetto wzdłuż Canale Grande.
Resztę dnia spędzamy przechodząc raz jeszcze przez San Marco, tym razem również w pobliżu mostu Westchnień, oraz w Castello. Niewątpliwie ciekawym miejscem jest wenecki Arsenał, czyli kompleks wojskowo-stoczniowy, gdzie przez wiele wieków budowano statki. Obecnie, budowla stanowi punkt wejściowy do Biennale, o którym wspominałam już we wcześniejszym wpisie. Jaka szkoda, że nie mogliśmy spędzić tam więcej czasu!
Piękny dzień dopełniły dwie rzeczy – możliwość podziwiania zachodu słońca z nadmorskiego deptaku przy Prosecco, a na koniec degustacja włoskich wędlin i serów w Wine Bar Teamo ❤
No to Wenecja podbita! 🙂