W przewodniku przeczytaliśmy, że jeśli ma się czas na odwiedzenie tylko jednego miejsca poza Hawaną to powinien być to Trynidad. Podpisuję się pod tym rękami i nogami!
Trynidad to przepiękne i urokliwe miasto. Kolorowe domy i wybrukowane ulice tworzą nieprzeciętny klimat starówki miasta, która została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Miasteczko można też podziwiać w jednym z odcinków „Kobieta na krańcu świata” 😉
W Trynidadzie spaliśmy w wyjątkowej casa particulares, którą prowadziła niesamowita rodzina. Przez dom przewijały się 4 pokolenia – od przemiłej staruszki, po rewelacyjnie gotującą mamę i babcię, bardzo życzliwą i pomocą dziewczynę mówiącą również po angielsku, aż po dzieci z niekończącymi się pokładami energii! Mieliśmy okazję zakosztować tam najlepszego drinka Pina Colada ever – rewelacja!
Pierwszy dzień spędziliśmy na włóczeniu się po zachwycających uliczkach i chłonięciu atmosfery tego miejsca…
Kolejny dzień to wycieczka po okolicach Trynidadu… Całkiem niezwykła, bo na koniach! Chwilę po zjedzeniu wczesnego śniadania przyszedł po nas przewodnik. Jeszcze trochę zaspani wyszliśmy z casy, idziemy wzdłuż ulicy a tam wędrująca sobie swobodnie tarantula!!! Natychmiast się rozbudziliśmy.
Po 10 min pełnego wrażeń spaceru doszliśmy do miejsca, gdzie czekały już na nas konie. Z racji tego, że nie mieliśmy dużego doświadczenia z tymi zwierzętami, zaczęliśmy dopytywać co i jak, żeby dotrwać cało do końca dnia. Okazało się, że nie ma się co martwić, bo konie są bardzo zaprzyjaźnione z ludźmi i dobrze wiedzą gdzie iść. Faktycznie tak było :). Na wszelki wypadek dostaliśmy instrukcję obsługi: lejce do przodu – jedziemy do przodu, w prawo to w prawo i analogicznie w lewo, a jak chcemy się zatrzymać to energicznie do siebie. Nic więcej nie potrzeba 😉
Cała wyprawa była bardzo udana – piękne, zielone krajobrazy, a dla orzeźwienia kąpiel w jeziorze. A ci szukający bardziej ekstremalnych wrażeń mogli skoczyć ze skał do jeziora 😉
Trinidad słynie również z Casa de la Musica! W centralnym punkcie miasta znajdują się schody, które zostały zagospodarowane na potrzeby klubu. Prawie codziennie odbywają się tam przedstawienia, które później zamieniają się w gorące salsoteki. Muzyka, taniec, drinki… ta kusząca perspektywa codziennie przyciąga mnóstwo ludzi! ❤
Instruktorzy salsy czają się tam na każdym kroku. Nie trzeba wiele aby od razu jakiegoś poznać, a przy odrobinie szczęścia już na miejscu odbyć krótką lekcję 🙂 Dla bardziej bardziej powściągliwych jest też inna opcja – można oczywiście umówić się na następny dzień na zajęcia. Podobno godzina wystarczy, żeby z każdego zrobić tancerza salsy 😉 My skorzystaliśmy tylko z pierwszej opcji, na drugą nie starczyło nam czasu, co musimy przyznać z bólem serca…
Zgodnie z planem kolejnym krokiem po Trynidadzie była Playa Larga. Jednak cały czas gdzieś po głowie chodziło nam Cienfuegos. I udało się! Z Trynidadu wzięliśmy taksówkę do Playa Larga, której kierowca za niewielką dodatkową opłatą zgodził się na kilkugodzinny postój w Cienfuegos 🙂