Będąc w Wenecji, zdecydowanie warto kupić całodzienny bilet na Vaporetto i wypuścić się na inne wyspy. Każda ma swój urok i wyjątkowy charakter. Nam udało się spędzić trochę czasu na San Michele, Burano i Murano.
Pierwszym przystankiem była Isola di San Michele, czyli cmentarz na wodzie. Tak ciekawe usytuowanie cmentarza ma swoje uzasadnienie – to już Napoleon zdecydował, że ze względów sanitarnych lepiej miejsce pochówku przenieść poza ścisłe centrum. Teraz zmarli chowani są tu wyłącznie na 10 lat, a następnie szczątki przenoszone są na jeszcze inną wyspę.
San Michele jest niewielka, dlatego też znajduje się tu tylko jeden przystanek Vaporetto. Wysiada z niego zazwyczaj kilka osób, żeby odwiedzić cmentarz i zanurzyć się w nostalgicznej atmosferze.
Kolejnym przystankiem była Murano – wyspa słynąca głównie z produkcji szkła i najróżniejszych wyrobów szklanych. Od razu po wyjściu z Vaporetto zostaliśmy „zaatakowani” ofertami wycieczek po fabrykach szkła, w których można zobaczyć jak powstają piękne wazoniki, lampki czy biżuteria. Przechadzając się po wyspie doszliśmy do jej centralnego punktu – placu z XIX-wieczną wieżą zegarową oraz najbardziej znaną szklaną rzeźbą. Szczerze mówiąc dalej nie wiemy co o niej do końca myśleć…. 😉
Następnym celem była wyspa Burano, która jest już położona zdecydowanie dalej. Aż 40 min zajęło nam przemieszczenie się Vaporetto z Murano do Mazzorbo, które jest połączone drewnianym mostem z Burano.
Decyzja o wyjściu na wcześniejszym przystanku była strzałem w 10! Mazzorbo to nie za bardzo zaludniona wyspa, na której znajdują się pola uprawne (głównie karczochów i winogron). Zaobserwowaliśmy spokojne życie ludzi – dzieci wracające ze szkoły, starsi członkowie rodzin siedzący na werandach, cisza, błoga atmosfera. Fantastycznie!
Powolnie skierowaliśmy się na Burano, które słynie z pięknych koronek! Na wyspie znajduje się muzeum koronkarstwa. Jednak to co na nas zrobiło największe wrażenie to niesamowicie kolorowe domki (od razu skojarzyło się nam to miejsce z Kubą).
Sięgając w karty historii Burano, wyczytamy, że mieszkańcy malowali domy na jaskrawe barwy, aby można je było łatwo rozpoznać wracając z połowów. I tak już zostało do tej pory. Całość tworzy taki mały kolorowy, bajeczny świat. Spacerując po wyspie można zaobserwować, że mieszkańcy dokładają wszelkich starań aby utrzymać wyspę w dużej czystości, a domy w żywych barwach.
A na koniec udało nam się zaznać prawdziwej uczty dla podniebienia w Principe Ristorante Pizzeria – mniam! ❤
Cały dzień zakończyliśmy rejsem po Canale Grande, dzięki czemu mogliśmy przepłynąć pod Ponte Rialto, przyjrzeć się Pałacowi Ca’ D’Or i wielu najznakomitszym włoskim budowlom. Dla nas to max ile można wycisnąć z jednego dnia na wyspach weneckich… Lido, Torcello i Giudecca zostawiamy sobie na następny raz!