USA | 4-dniowy road trip po parkach

Miał być zachwycający Park Narodowy Yosemite, miały być gigantyczne drzewa w Sequoia National Forest… Miało nie być pożaru, a był… I nie dość, że pokrzyżował nam plany, to mocno naruszył teren obu parków… A my zrealizowaliśmy plan B, który okazał się strzałem w 10!

Całe lato było gorące, a we wrześniu temperatura zamiast się obniżać, dała znać o sobie jeszcze bardziej. Wybuchły pożary, a wiele terenów w okolicach Yosemite i daleko na południe było zagrożonych. Ostatecznie zamknięto wjazd do Parku od strony SF na dobrych kilka tygodni.

Pierwotny plan był następujący – Yosemite NP, Sequoia NF, następnie Death Valley i Wielki Kanion. Tymczasem zamiast dwóch pierwszych punktów, przemierzyliśmy najpiękniejszą trasę widokową w Kalifornii wzdłuż Highway 1 – Big Sur ❤

Big Sur to oszałamiające widoki, piękne plaże, błękit oceanu i super kręta droga łącząca San Francisco z Los Angeles. My pokonaliśmy odcinek od Santa Cruz do, mniej więcej, Morro Bay.

Na lotnisku w SF wypożyczyliśmy samochód z automatyczną skrzynią biegów (co dostarczyło nam dodatkowej adrenaliny) i od razu wyjechaliśmy na kilku pasmową autostradę. Wkrótce czekały na nas taaaakie widoki:

Na całej trasie co kawałek mijaliśmy małe parkingi czy zatoczki, gdzie można się zatrzymać i zrobić kilka zdjęć. A zdecydowanie jest co uwieczniać! Po drodze czeka na nas na przykład most Bixby, czyli najczęściej fotografowany most w Kalifornii.

Po dniu pełnym wrażeń czekał na nas nocleg w Ridgecrest. Samemu miasteczku nie poświęciliśmy zbytnio uwagi i z samego rana ruszyliśmy w kierunku Doliny Śmierci.

Przejeżdżaliśmy przez drogi jak z amerykańskiego filmu – dłuuuugie, proste i totalnie na odludziu. Trafiliśmy również na opuszczone miasteczka. Poczuliśmy klimat dzikiego zachodu!

Death Valley to jedno z najgorętszych, najsuchszych i najniżej położonych miejsc na Ziemi. Temperatura czasami dochodzi do 50 stopni i naprawdę ciężko jest wytrwać w tym upale trochę dłużej (a przecież nie ma drzew, dzięki którym można by złapać trochę cienia).

Mnie absolutnie zachwyciła depresja Badwater Basin, położona 282 stopy poniżej poziomu morza. Totalnie płaski teren, w oddali góry i słonce odbijające swoje promienie… Magia!

Innymi miejscami wartymi odwiedzenia są wydmy Mesquite, które tworzą namiastkę piaszczystej pustyni, Zabriskie Point, w którym erozyjne formacje skalne hipnotyzują swoimi barwami oraz Dante’s View. Do tego ostatniego prowadzi niesamowicie kręta droga na wysokość ponad 1600 m. Ze szczytu rozpościera się zachwycający widok m.in. na depresję Badwater i warto zostać tam do zachodu słońca.

Po zmroku wyjechaliśmy z Parku, przekroczyliśmy granicę Kalifornii i Nevady i… rozpoczęliśmy poszukiwania stacji benzynowej. Poziom paliwa niebezpiecznie się obniżał, a na drodze nie było żywego ducha, nie mówiąc już o jakiejś stacji… Szczęśliwie dotarliśmy do przedziwnego miejsca The Area 51 Alien Travel Center.

Restauracja i stacja benzynowa znajdują się w pobliżu Strefy 51, zwanej inaczej „Krainą snów / marzeń”. Podobno to właśnie tam prowadzi się potajemne badania dotyczące istnienia pozaziemskich cywilizacji, UFO 😉

Noc spędziliśmy w pięknym hotelu na obrzeżach Las Vegas. Potrzebowaliśmy się wyspać i zregenerować siły na kolejne dni. Nazajutrz ruszyliśmy w stronę Wielkiego Kanionu! Po drodze mieliśmy okazję podziwiać potężną budowlę – tamę Hoovera oraz widoki na jezioro Mead. Wjechaliśmy też na kultową Road 66! 😀

Tym razem zatrzymaliśmy się w małej miejscowości Williams, idealnym miejscu wypadowym do Kanionu. Całe miasteczko jest super turystyczne, wystylizowane na dziki zachód, a co kawałek można spotkać znaki Road 66. I pomimo tego, że jest to strasznie sztuczne to i tak ma swój, specyficzny, amerykański, urok 😉

Ostatni punkt Road Tripu po parkach był powalający! 446 km długości, prawie 30 km w najszerszym miejscu, od 800 do nawet 1600 m głębokości… ooo tak – rozmiary Kanionu robią wrażenie. Można się tam wybrać nawet na kilkudniowy treking, zejść w dół i zdobyć zupełnie inne doświadczenia. My spędziliśmy w Parku jeden dzień jeżdżąc od jednego do drugiego punktu widokowego, spacerując i robiąc zdjęcia.

Jest to jedno z najpiękniejszych (o ile nie najpiękniejsze) miejsc jakie widziałam! Te odległości, te kolory po prostu zachwycają i pokazują potęgę natury. Trudno się dziwić, że zostało wyróżnione mianem cudu natury.

Będąc na Zachodnim Wybrzeżu po prostu nie można ominąć tego miejsca! A wręcz należy się zastanowić czy nie zostać tam trochę dłużej i zobaczyć Kanion zarówno ze strony północnej jak i południowej.


13 myśli w temacie “USA | 4-dniowy road trip po parkach

  1. Witaj Agnieszko!
    Miło Cię poznać. Jeśli czas pozwoli z przyjemnością poczytam Twojego bloga. Teraz niestety tego czasu bardzo mało – nie wystarcza nawet na napisanie czegoś u mnie 🙂
    Dziękuję za wizytę i pozdrawiam serdecznie!
    Emilia

    Polubione przez 1 osoba

  2. Byłam niemal we wszystkich tych miejscach, co ty. Przyroda Ameryki jest porywająca. Właśnie głównie dla niej tam pojechałam. Ja też miałam swoje niespodzianki – Wielki Kanion przywitał nas gęstą mgłą i … śniegiem. A był to środek maja. Więc moje zdjęcia (na blogu) nie są tak zachwycające, jak twoje 😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. Właśnie oglądałam Twoje zdjęcia i muszę powiedzieć, że pomimo mgły, oddają potęgę tego miejsca. A co do takiej pogody w maju – faktycznie mogła być mocno zaskakująca. Stany Zjednoczone są tak duże, że nie ma jednej idealnej pory na wyjazd i pogodowe niespodzianki zawsze mogą się przytrafic

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz