Hana Highway, popularnie nazywana Road to Hana to najbardziej widowiskowa trasa na całych Hawajach! Około 80 kilometrowy odcinek drogi łączy stolicę wyspy, Kahului, z miasteczkiem Hana. Nie żeby nam było mało, ale my postanowiliśmy dołożyć jeszcze dodatkowych 20 km i przejść Pipiwai Trail 😉
Wydawać by się mogło, że przejechanie trochę ponad 200 kilometrów w jeden dzień to nie jest jakiś specjalny wyczyn. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że po pierwsze to bardzo kręta droga – podobno ma ponad 600 zakrętów! Po drugie musimy przejechać przez około 60 tzw. one-lane bridge, czyli jednopasmowych mostów, na których lepiej zachować większą czujność. Po trzecie, miano najbardziej spektakularnej trasy powoduje, że nie tylko my się na niej pojawiliśmy (aczkolwiek spodziewaliśmy się większego ruchu). A po czwarte i najważniejsze – co kawałek można się zatrzymywać, żeby podziwiać cudowne widoki i robić mnóstwo fotek 😉
Przeczuwając, że nasz plan może być zbyt ambitny postanowiliśmy odcinek Kahului – Paia odwiedzić innego dnia. Jako pierwszy punkt obraliśmy więc wodospady Twin Falls, które nie okazały się niczym szczególnym. Później było już tylko lepiej!
Dosłownie co parę kilometrów znajdują się wspaniałe lookout’y, tarasy widokowe oraz wodospady. Trzeba bardzo uważać, żeby nie przejechać tego co nas interesuje, bo niestety bardzo rzadko zjazdy są w jakikolwiek sposób opisane. Inną opcją jest po prostu zdanie się na własną intuicję i zatrzymywanie się w miejscach, które przypadną nam do gustu. Zawsze jest droga powrotna, podczas której można jeszcze nadrobić zaległości 😉
Przez całą drogę mamy do czynienia z bardzo bujną roślinnością. W występującym tam lesie tropikalnym rosną unikalne kwiaty, m.in. specjalne odmiany rajskich ptaków (strelicji) czy hibiskusa. Przyczynia się do tego klimat, czyli aż 17 stref klimatycznych występujących na Maui!
Na trasie jest jedno miejsce, którego ominąć absolutnie nie można! To Waianapanapa State Park z czarną plażą. Na spokojne przejście całego terenu potrzebujemy co najmniej godzinę, o ile nie dwie. Czeka tam na nas przepiękna wulkaniczna plaża i jeśli czas pozwala można się tam zanurzyć w oceanie. Następnie warto się przejść wzdłuż parku w kierunku skalnych formacji, z których roztacza się boski widok na cały teren.
Po drodze, w ramach wytchnienia i nabrania energii, warto zatrzymać się na tradycyjnego kurczaka Huli-Huli. Podobno to właśnie tam jest stoisko (bo restauracją to ciężko nazwać), gdzie serwowany jest najlepszy Huli-Huli chicken. Wieść o tym miejscu niesie się daleko, a my po raz pierwszy usłyszeliśmy o nim na lotnisku w Vancouver od pana celnika 😉
Jadąc dalej zbliżamy się do Parku Narodowego Haleakala. Wstęp kosztuje 20$, a bilet obowiązuje 3 dni. Informacja jest o tyle istotna, że w kolejnych dniach planowaliśmy wjechać na szczyt wulkanu Haleakala, ale to już osobna historia… 🙂
Po dotarciu na miejsce ruszyliśmy na Pipiwai Trail. Sama trasa nie jest bardzo długa, bo ma około 3 km w jedną stronę. Pierwszy odcinek to spacer pod górę przez zwyczajny las, aż w pewnym momencie dochodzimy do punktu widokowego nad urwiskiem. Zaraz za nim przechodzimy pod gałęziami figowca olbrzyma, żeby wkroczyć w bambusowy las. To właśnie na niego najbardziej czekałam! Nie spodziewałam się, że będzie się ciągnął przez dobre kilkaset metrów! Idąc pomiędzy wysokimi bambusami, jak w labiryncie, czułam przypływ adrenaliny. Przy każdym podmuchu wiatru drzewa uderzają o siebie, sprawiając wrażenie, że zaraz runą jak domek z kart. Na szczęście to tylko wrażenie, a w praktyce te wieloletnie okazy przetrwały już nie takie wichury 😉
W pewnym momencie las bambusowy nagle się kończy, a my przenosimy się do tropikalnej dżungli. Jeszcze parę kroków i wyłania się wodospad Waimoku. Imponujący wysokością i zaskakująco wąski. Na drodze stanęła nam tabliczka z zakazem wejścia pod sam wodospad… Ale być tak blisko i nie dotrzeć do celu byłoby po prostu żal! Tym bardziej, że inne osoby też sprawiały wrażenie nie przywiązywać do niej szczególnej wagi…
Dotarliśmy. Trochę czasu na zdjęcia i napawanie się widokiem… i trzeba było ruszać z powrotem.
Już powoli zaczęło się ściemniać, ale poszliśmy na mały szlak w pobliżu parkingu.
Totalnie wymęczeni wsiedliśmy do auta. Po ponad 2 godzinach jazdy po ciemku dotarliśmy szczęśliwie do hotelu… To był bardzo intensywny dzień, obfitujący w malownicze krajobrazy i niesamowite przeżycia 🙂
Jakie fantastyczne drzewo! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Aż się prosiło, żeby na nie wejść… 😄
PolubieniePolubione przez 1 osoba