Na Maui znajduje się Haleakala National Park, który swoją nazwę wziął od górującego na wyspie wulkanu Haleakala. Po hawajsku Haleakala znaczy Dom Słońca i właśnie tam postanowiliśmy przywitać wschodzące słońce. To był najpiękniejszy wschód, a to co tam się działo było… magiczne ❤
Szczyt wulkanu stał się niesamowicie popularny wśród osób odwiedzających Maui. Fantastyczne zdjęcia ze wschodu słońca sprawiły, że to właśnie tą porę dnia szczególnie upodobali sobie turyści. Działając prewencyjnie, władze Parku Narodowego postanowiły od lutego br. wprowadzić pewne ograniczenia i bilety (1,5$) właśnie na wjazd między godziną 3 a 7 rano. Oczywiście cały czas obowiązują normalne bilety wstępu do Parku (20$). Bilety na wschód można (a w zasadzie to trzeba) rezerwować z wyprzedzeniem online na stronie parku. I lepiej to zrobić nie na dzień, ani nawet na tydzień przed… 😉
Z hotelu wyjechaliśmy w środku nocy, koło 2:30. Chcieliśmy być pewni, że zdążymy na wschód. Poza tym szczyt wulkanu jest też jednym z najlepszych miejsc na świecie do obserwacji gwiazd – chcieliśmy też to sprawdzić 🙂
Po około dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Cicho, ciemno, przepięknie i… strasznie zimno! Na szczycie było 0 stopni, a do tego mocny wiatr. Miałam na sobie 3 bluzy, 2 kurtki, jeszcze nakryłam się ręcznikiem i dalej było mi chłodno. Całe szczęście zabraliśmy też ze sobą czapki i żałowaliśmy, że nie pomyśleliśmy o rękawiczkach.
Zrobiliśmy rekonesans terenu i znaleźliśmy perfekcyjne miejsce na obserwowanie wschodu. Wszyscy kierowali się w stronę pawilonu po lewej stronie od parkingu. Tłoczyli się, przepychali, a przecież można iść w drugą stronę. Po prawej od parkingu znajduje się szlak skąd roztacza się wspaniały widok. Byliśmy tam sami, później dołączyła jeszcze jedna para. Także warunki można powiedzieć idealne!
No i zaczął się show…. ❤
Zauważyliśmy, że wiele samochodów przyjeżdża w ostatnim momencie i opuszcza parking po paru minutach po wschodzie. Głównie to dlatego, że wiele osób nie przywiązuje większej wagi do stroju i przychodzi w japonkach i szortach… 😉
Po wschodzie słońca wróciliśmy się ogrzać do samochodu, a następnie ruszyliśmy przejść się po okolicy. Widoki dalej niesamowite…
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na kilku lookoutach. Chcieliśmy zobaczyć stożki wulkaniczne, z których tryskała lawa i przyjrzeć się bliżej ciekawej roślinności. Stopniowo można było zrzucać z siebie kolejne warstwy odzienia 😉
Drogą powrotną można sobie też urozmaicić, a mianowicie wykupić sobie wycieczkę, w ramach której zostaniemy przywiezieni busem na szczyt na wschód słońca. Natomiast drogę powrotną ze szczytu można pokonać na… rowerze! Ja nie byłabym tak odważna, żeby zjechać prawie 50 km z takiej wysokości, ale podobno jest to niesamowite przeżycie 😉
Resztę dnia spędziliśmy na plażach na północnym wybrzeżu. Jestem totalnie zakochana w plaży Baldwin – długiej, szerokiej, przepięknej… ❤
Odwiedziliśmy również plażę Hooikipa. Było warto z dwóch powodów. Po pierwsze to ukochane miejsce surferów – jest ich tam niemożliwie dużo. Spotkamy zarówno profesjonalistów, toczących imponującą walkę z falami, jak i początkujących, stawiających swoje pierwsze kroki na desce.
Drugi powód to żółwie! Wcześniej mieliśmy okazję dostrzec żółwie pływające w oceanie, jednak nie doczekaliśmy się ich wyjścia na brzeg. Natomiast tutaj ich ilość przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Całe stado (o ile można tak powiedzieć o żółwiach…), dobrze ponad 30 osobników wylegujących się na plaży. Wow!
Do zwierząt nie można się zbliżać, a porządku pilnuje specjalny ochroniarz / strażnik żółwi. Natomiast zdjęć można oczywiście robić do woli z czego skorzystaliśmy 🙂
fantastyczne fotografie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
dziękuję! 🙂
PolubieniePolubienie
Fantastyczna relacja i przecudowny wschód słońca! 🙂
Warto było marznąc, nie dospać, by zobaczyć cud na niebie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! 🙂
Bez dwóch zdań – zdecydowanie było warto!
PolubieniePolubione przez 1 osoba