Wybrzeże Na Pali uznawane jest za jedno z najpiękniejszych na świecie, a Kalalau Trail za najciekawszy szlak trekkingowy. Miejsce zachwyca roślinnością, widokami, wodospadami, jaskiniami, plażami, dolinami… Dla każdego coś dobrego 🙂
Nazwa Na Pali wzięła się od charakterystycznych klifów, nazywanych po hawajsku „pali”. Te niesamowite klify otaczają kolejne doliny, tworząc rajski, niczym niezmącony, krajobraz. Widoki można podziwiać z ziemi, wody i powietrza. Bardzo dużym zainteresowaniem cieszą się wycieczki helikopterem i na pewno gwarantują rewelacyjne wrażenia. Równie dobrze można zakupić bilet na statek i podziwiać doliny od strony oceanu. Można też wybrać się na szlak Kalalau wzdłuż wybrzeża lub na inny trekking od strony Koke’e State Park (czyli od strony szczytów wzgórz).
Cały jeden dzień spędziliśmy na Kalalau trail, który ciągnie się na odcinku 18 kilometrów. Jest to droga w jedną stronę, do doliny Kalalau. Na całym szlaku nie ma praktycznie żadnej infrastruktury, można trafić jedynie na toaletę. Osoby, które chcą przejść całą trasę, muszą poświęcić na to co najmniej dwa dni i zabrać wszystko co potrzebne ze sobą. A mówimy tu nie tylko o karimacie czy namiocie, ale także o jedzeniu i… wodzie. Woda z rzek czy strumieni nie nadaje się do picia, ewentualnie można ją przepuścić przez odpowiednie urządzenie filtrujące. Takie atrakcje to dla prawdziwych hardcore’ów, czyli nie dla mnie… 😉
Planując nocleg na szlaku lub nawet przejście dalej niż do plaży Hanakapiai, potrzebujemy specjalne pozwolenie, które należy wcześniej wykupić online. Oczywiście nie ma nikogo, kto pilnowałby i sprawdzał wszystkie pozwolenia. Niemniej jednak podobno zdarzają się „najazdy” policji, a w zasadzie to naloty. Przylatują helikopterem na jedno z przygotowanych lądowisk bez żadnego uprzedzenia. Nie można też dowozić na szlak zapasów żywności na skuterach wodnych lub łódkami. Takie incydenty są karane, a wtedy cierpią nie tylko dowożący, ale również Ci co mieli z nich skorzystać.
Pierwszy odcinek ciągnie się 3 km i to na prawdę nie jest spacerek. Cały czas idziemy w górę, żeby zejść na dół, a później znowu do góry i tak dalej… A prawie od samego początku, czyli po przejściu 0,25 mili zaczynają się przepiękne widoki 🙂
Wszelkiego typu odcienie błękitu oceanu odcinają się od soczystej zieleni palm, krzewów i egzotycznych roślin. A do tego na horyzoncie wysokie klify… ❤ Nic dziwnego, że właśnie w tym miejscu zostały nakręcone sceny do Parku Jurajskiego 😉
Trasa z każdym kilometrem staje się bardziej wymagająca. Po 3 godzinach i 3 kilometrach dochodzimy do kamienistej plaży Hanakapiai. To miejsce jest często wybierane na nocleg i zaczerpnięcie sił przed kolejnymi kilometrami.
Tacy jak my, którzy nie planują pozostania tam na noc, mają do wyboru powrót lub przejście kolejnych 3 kilometrów tym razem wgłąb lądu, do wodospadu Hanakapiai. My poszliśmy dalej… 🙂
Droga stała się trudniejsza, węższa, bardziej dzika… W pewnym momencie weszliśmy w las bambusowy, gdzie zostaliśmy zaatakowani przez krwiożercze komary! 😉 Komary przy bambusach są naprawdę groźne. Po pierwsze jest ich pełno, ukąszenia niesamowicie swędzą i ślady pozostają na dłuuugo… Na szczęście polskie środki przeciw owadom okazały się skuteczne 😉
Ścieżka do wodospadu biegnie kilka razy przez rzekę. Trzeba ją przekroczyć albo po kamieniach albo zdjąć buty i zanurzyć się w strumyku. Nie jest głęboki, ale strasznie zimny. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że dobre buty trekingowe (absolutnie obowiązkowe!) nie gwarantują przejścia cało i sucho przez wodę 😉 Kamienie bywają mokre i bardzo śliskie, a wtedy łatwo stracić równowagę i wpaść prosto do wody. Szczęśliwie skończyło się na kilku otarciach… 😉
Ostatni odcinek to praktycznie wspinaczka po kamieniach, błocie, między drzewami, nad skarpą… W pewnym momencie zaczęliśmy słyszeć huk wodospadu i po chwili mogliśmy go zobaczyć. Ogroooooomny!
Znaleźliśmy się w takiej dolinie otoczeni czarnymi skałami, przed nami spadają hektolitry wody, za nami gęsta dżungla. Niesamowite miejsce!
Po kąpieli w lodowatej wodzie i odpoczynku ruszyliśmy w drogę powrotną. Przed nami 6 kilometrów, w o tyle trudniejszych warunkach, że zaczęło trochę padać…
Jak to bywa po deszczu wyszło słońce 🙂 Niebo się przejaśniło, a promienie słoneczne otuliły dolinę. Widoki nie z tej ziemi…
Jeszcze ostatni przystanek…
I koniec.
To był niesamowicie aktywny, intensywny i ekscytujący dzień 🙂
cudnie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Przepiękna wycieczka !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak było bajecznie… 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak w raju! ❤
Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie tak! 😍🍍🏝 serdecznie pozdrowienia 😊
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Najbardziej męczący ale i najpiękniejszy szlak jaki w życiu przeszedłem. Nam udało się dotrzeć do końca z noclegiem na plaży 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zazdroszczę! Właśnie przeczytałam Twoją relacje – mega 😍
PolubieniePolubienie
Hej, przeszedłem szlak do samej plaży, ale niestety nie starczyło czasu na wodospad. Szkoda, bo jest tam pięknie. Zapraszam na moją relację http://dookolakuli.pl/2016/07/24/dzien-18-szlak-kalalau/
PolubieniePolubienie