Wycieczka na zachodnie wybrzeże Kanady, wynajęcie samochodu i przejechanie tysięcy kilometrów przez Albertę i British Columbię chodziło nam po głowie od dawna… Zawsze jednak na długi urlop wybieraliśmy trochę cieplejsze kierunki, żeby można było choć trochę poleżeć na plaży i wygrzać się 😉 Aż w końcu trafiła się super promocja na bilety do Vancouver i szkoda było nie skorzystać i… to była najlepsza decyzja jaką mogliśmy podjąć!
Do Vancouver lecieliśmy 30 sierpnia z Brukseli z przesiadką we Frankfurcie 😉 Zanim jednak wsiedliśmy do właściwego samolotu we Frankfurcie, spokojnie odetchnęliśmy i poczuliśmy, że faktycznie lecimy na nasze wymarzone wakacje, wydarzyło się kilka rzeczy, które mocno poddawały w wątpliwość czy faktycznie odwiedzimy Kanadę…
Po pierwsze w sierpniu w Kanadzie wybuchło wiele pożarów. Generalnie pożary w tym rejonie i w tym okresie nie są niczym nadzwyczajnym, jednak wyjątkowe temperatury, suchość powietrza spowodowały, że było ich naprawdę dużo (kilkaset). Pożary wybuchały nie tylko w lasach, ale i na zamieszkałych terenach, na których nieraz zarządzono ewakuację. Drogi były w większości przejezdne, więc na upartego można powiedzieć „no i co z tego?!”, ale… zanieczyszczenie powietrza było olbrzymie, zagrażające zdrowiu, a co najważniejsze widoczność często wynosiła kilkadziesiąt metrów! Na szczęście na tydzień przed naszym przyjazdem pogoda znacznie się pogorszyła i opady deszczu wpłynęły na znaczną poprawę sytuacji 😉 ufff… choć już mieliśmy plan B zakładający zakup biletów z Vancouver do USA i road trip po środkowych Stanach 😉

Po drugie na 3 dni przed wylotem potknęłam się na schodach (jakkolwiek śmiesznie czy żałośnie by to nie zabrzmiało) i o mało co nie skręciłam / złamałam kostki. Po całodziennym pobycie w szpitalu dostałam jednak błogosławieństwo od lekarza na wyjazd do Kanady pod warunkiem znacznego oszczędzania nogi (no… powiedzmy że się zastosowałam 😉 ).
I po trzecie… już w sam dzień wyjazdu dojazd do Brukseli okazał się dłuższy, cięższy i bardziej zakorkowany niż myśleliśmy. W efekcie dotarliśmy na lotnisko godzinę przed planowanym wylotem. Ostatecznie jak doszliśmy do bramki okazało się, że lot jest opóźniony z uwagi na awarię samolotu 😐 Szczęśliwie awarię udało się zażegnać, ale przez cały lot do Frankfurtu modliliśmy się, żeby kolejny samolot na nas zaczekał. Po wylądowaniu wybiegliśmy z samolotu i w ostatniej chwili dotarliśmy do właściwego samolotu… zdążyliśmy i nasze bagaże też jakimś cudem zdążyły się przesiąść.
Wylądowaliśmy w Vancouver i od tego momentu zaczęła się magia… ❤
Zapraszam na szybki przegląd naszej podróży!
• Dzień 1 •
Zaraz po przylocie do Vancouver wynajęliśmy samochód i przejechaliśmy prawie 400 kilometrów, żeby znaleźć się w Okanagan Valley. Jest to region znany z produkcji wina i bardzo słonecznej pogody. Bardzo przyjemny wstęp do dalszej podróży.
• Dzień 2 •
Kolejnego dnia dojechaliśmy już do Gór Skalistych. Jako pierwszy odwiedziliśmy Glacier National Park, a popołudniu dotarliśmy do Yoho National Park. Tam znaleźliśmy się nad jednym z najwspanialszych jezior (Lake Emerald) w tym regionie!
• Dzień 3 •
Kolejny dzień przywitał nas średnią pogodą… Pojechaliśmy wgłąb gór mając nadzieję na poprawę, jednak zamiast słońca doświadczyliśmy śniegu 😀 Postanowiliśmy więc wrócić do hotelu, ale po drodze zobaczyliśmy zjazd do jeziora Bow i na chwilę zboczyliśmy z trasy. Było warto! Lake Bow ma swój klimat ❤
• Dzień 4 •
Następnego dnia wynajęliśmy łódkę na jeziorze Minnewanka, aby ze śródka jeziora podziwiać panoramę Gór Skalistych. Popołudnie spędziliśmy spacerując po miejscowości Banff (takim trochę naszym Zakopanym) 😉
• Dzień 5 •
Dzień 5 należał do tych najbardziej intensywnych i najwspanialszych. Zobaczyliśmy dwa najpiękniejsze jeziora Lake Louise i Lake Moraine. To pierwsze zarówno z dołu jak i z góry. Łatwo nie było, ale czego się nie robi dla takich widoków!
• Dzień 6 •
To już ostatni dzień w Banff National Park. Tym razem wyjechaliśmy kolejką linową w mieście Lake Louise, przejechaliśmy widokową trasę Bow Valley Parkway a na koniec przespacerowaliśmy się po Johnston Canyon.
• Dzień 7 •
Po kilku dniach w parkach narodowych, zrobiliśmy sobie jednodniową przerwę na Calgary, czyli największe miasto w Albercie.
• Dzień 8 •
W kolejnym dniu powróciliśmy w Góry. Był to jeden z najciekawszych, najtrudniejszych i najbardziej zróżnicowanych dni. Zobaczyliśmy cudowne jeziora, imponujące lodowce i przejechaliśmy najlepszą trasę widokową w Kanadzie, Icefields Parkway.
• Dzień 9 •
Znaleźliśmy się w Jasper National Park. W porównaniu do Banff NP, Jasper jest już mniej górzysty, ale bardziej dziki i pełny zwierzyny!
• Dzień 10 •
10-ty dzień spędziliśmy w… samochodzie. Musieliśmy przejechać ponad 800 kilometrów z Jasper do Whistler. Niemniej jednak na całej trasie towarzyszyły nam piękne widoki.
• Dzień 11 •
W Whistler pogoda nas nie rozpieszczała i z uwagi na deszcz nasze plany uległy zmianie. Whistler to bardzo turystyczne miasteczko. W zimie zamienia się w największy kurort narciarski w całej Ameryce Północnej, a w lecie opanowany jest przez rowerzystów.
• Dzień 12 •
To był ostatni dzień z samochodem. Z Whistler przejechaliśmy do Vancouver, po drodze zahaczając o Capilano Suspension Bridge Park. Park słynie z wiszącego mostu o długości 136 metrów i stanowi on wstęp do parku z innymi atrakcjami.
• Dzień 13-14 •
Ostatnie dni spędzliśmy w Vancouver. Miasto pomimo tego, że nie ma znanych na całym świecie atrakcji (jak np. Golden Gate Bridge w San Francisco czy wieża Eiffla w Paryżu) zrobiło na nas niesamowite wrażenie!
Już wkrótce pojawią się pełne opisy naszych przygód z jeszcze większą ilością zdjęć! 🙂
No, to rzeście sobie trochę pojeździli!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
tylko troszeczkę 😉
PolubieniePolubienie