Po ponad tygodniu opuściliśmy Góry Skaliste i powróciliśmy do prowincji Kolumbia Brytyjska. Naszym kolejnym celem było miasto Whistler, położone u stóp góry o tej samej nazwie. Co zabawne, nazwa Whistler odnosi się do świszczącego dźwięku wydawanego przez świstaki 😀 Miasto jest znanym kurortem wypoczynkowym z olimpijską przeszłością.
Zanim jednak do Whistler dojechaliśmy, czekała nas dłuuuuga droga od Parku Narodowego Jasper. Ponad 800km! Co więcej, nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie zboczyli z trasy, aby przejechać polecaną przez wiele napotkanych osób Lytton-Lillooet Highway (dla zainteresowanych: odcinek między Cachee Creek i Lillooet) – jedną z najpiękniejszych i jednocześnie najtrudniejszych tras. Przez te 800 km krajobraz zmieniał się z zimowego, górskiego, na piaszczysty, wręcz pustynny, aż w końcu wjechaliśmy w gęste lasy. Pogoda też była zmienna 😉
Jak już wspomniałam pogoda również się zmieniła i na koniec dopadła nas ulewa. Deszcz padał i padał przez kolejne dni również, w związku z czym musieliśmy sobie odpuścić wycieczkę do Joffre Lakes. Jeśli wybieracie się w tamte rejony to koniecznie zaplanujcie odwiedzenie tych jezior. Do teraz żałuję, że nam się to nie udało…

Wracając jednak do Whistler…
Whistler to kurort z prawdziwego zdarzenia. Odwiedza go co roku ponad milion turystów! W zimę entuzjaści sportów zimowych mogą korzystać z licznych stoków narciarskich, tras biegowych czy ścigać się na sankach. Jednak Whistler jest również niesamowicie popularnym miejscem w miesiącach letnich dzięki parkowi rowerowemu Whistler Mountain Bike Park. Oferuje on ponad 200 km górskich tras rowerowych, a wyciągi narciarskie w zimę, odpowiednio przygotowane są również dla rowerzystów w lecie.
Samo miasteczko posiada setki sklepów, restauracji i barów. Samo w sobie jest bardzo ładne i aż miło było po nim spacerować (nawet w deszczu ;))
W 2010 roku, w Whistler była rozgrywana część konkurencji w czasie Zimowych Igrzysk Olimpijskich, a samo miasteczko było domem dla sportowców podczas całej Olimpiady. To tu, w Whistler Olimpic Park, swoje dwa srebrne medale zdobył Adam Małysz 😉
Dzięki olimpiadzie zaplecze hotelowe niesamowicie się rozbudowało. My również korzystaliśmy z uroków podgrzewanych basenów (przez tę godzinę ładnej pogody :D)
Oprócz jazdy na rowerze w Whistler znajduje się całe mnóstwo szlaków. Często prowadzą one wokół okolicznych jezior.
Istotną inwestycją, poczynioną w związku z Olimpiadą, była również przebudowa autostrady Sea to Sky (od morza do nieba) łączącej Vancouver z Whistler. W przewodnikach i internetach nie dość zachwytom nad drogą nr 99, nad jej cudownym położeniem i malowniczymi widokami. No cóż, droga znajduje się na pewnej wysokości, pomiędzy zatoką a Górami Nabrzeżnymi, ale… widoki to takie niepełne 😛 Chodzi o to, że drzewa, krzewy i inne zarośla już tak wyrosły, że w zasadzie to przez większość trasy widać, że jakaś zatoka jest, ale już bez pełnego obrazu. Co więcej, nawet liczne punkty widokowe trochę jakby… zarosły.
Na trasie postawione zostały tablice informacyjne o rdzennych mieszkańcach – Squamish people. Lud Squamish’ów to indianie, których historia, kultura, zwyczaje i język były przekazywane z pokolenia na pokolenie wyłącznie ustnie, w opowieściach. Ich język często nawiązuje do dźwięków natury. Obecnie Squamish Nation liczy kilka tysięcy członków, ale wśród nich zaledwie kilku mówi płynnie w ich tradycyjnym języku, w związku z czym jest on uznawany jako praktycznie wymarły. Co jednak jest ciekawe, wszystkie nazwy miejscowości w tym obszarze są zapisywane na tablicach w 2 językach – angielskim i Squamish.
Capilano Suspension Bridge
Drogą See to Sky dojechaliśmy do Capilano Suspension Brigde. To wiszący most zbudowany już w 1889 roku i jedna z największych atrakcji w okolicach Vancouver. Most mierzy 137 metrów długości i jest zawieszony na 70 metrach wysokości. Przejście przez niego dostarcza dreszczyku emocji, bo z każdym krokiem czujemy jak cały most się buja 😉 Osoby z lękiem wysokości naprawdę kurczowo trzymają się poręczy i przechodzą most całą wieczność 😉
Chociaż atrakcja nazywa się Capilano Suspention Bridge to most jest tak naprawdę wstępem do całego kompleksu. Na samym początku znajduje się park totemów:
Park położony jest w ekosystemie lasu deszczowego i utrzymuje się tam specyficzny mikroklimat. Jest ciemno i wilgotno, a drzewa i stawy zamieszkują specyficzne zwierzęta. W całym parku porozstawiane są też tablice informacyjne o lasach deszczowych, ekologii i bogactwach naturalnych.
Oprócz tego jednego głównego wiszącego mostu, w parku znajduje się tzw. Treetops Adventure. Atrakcja składa się z 7 wiszących mostów połączonych z potężnymi jodłami. Na drzewach utworzono specjalne tarasy.
Ostatnią atrakcją kompleksu jest Cliffwalk. Jak sama nazwa wskazuje chodzi o spacer po pomostach zawieszonych nad przepaścią. Cliffwalk jest momentami bardzo wąski, stromy i zawieszony wysoko nad przepaścią.
Odwiedziny w Parku uważam za ciekawe, aczkolwiek więcej potencjalnych atrakcji widzę tutaj dla tych trochę młodszych 😉 A może to dlatego, że już mieliśmy wcześniej do czynienia z wiszącym mostem…?
Po Capilano Suspention Bridge Park ruszliśmy już prosto do Vancouver…
Fajne zakrętasowe drogi, podobne do Czarnogórskich, tylko że tam nie ma zabezpieczeń na obrzeżach dróg … I bardzo ciekawe te różnorakie spacery na wysokościach 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tu zabezpieczenia były, ale droga i tak dostarczyła nam emocji i zadbała o podwyższony poziom adrenaliny 😉 A spacery na wysokościach to tak dla odmiany dla relaksu 😉
PolubieniePolubienie
Wow, widoki jak z bajki 🙂 A ten wiszący most jest świetny! Czy wstęp na Cliffwalk jest płatny ?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki 😊 generalnie sprawa wyglada tak, że Cliffwalk jest częścią kompleksu Capilano, a wstęp do Capilano jest płatny. Niestety nie jest to tania przyjemność, bo kosztuje 47 CAD czyli ok 130 zł…
PolubieniePolubienie